Recenzja Sezonu 1

Łasuch (2021)
Jim Mickle
Toa Fraser

Pokolorujmy dystopię

Dystopia z "Łasucha" to przecież opowieść o końcu świata skrojona dla całej rodziny. Opleciony malowniczym bluszczem i poprzetykany kwiatami świat kniei i łąk, nareszcie wyrwany ludziom przez
Pokolorujmy dystopię
Przepraszam, bo zabrzmi to cokolwiek niesmacznie: po przeszło roku naznaczonym krótszymi i dłuższymi lockdownami aż chciałoby się apokalipsy. Ale nie jakiejś tam - lecz tej konkretnej. Dystopia z "Łasucha" to przecież opowieść o końcu świata skrojona dla całej rodziny. Opleciony malowniczym bluszczem i poprzetykany kwiatami świat kniei i łąk, nareszcie wyrwany ludziom przez zniecierpliwioną naturę, kusi z ekranu swoim kolorytem. Nic, tylko wybiec z chałupy i zostawić za sobą wszystko, co nam ciąży. Kto jednak czytał znakomity, autorski komiks Jeffa Lemire’a, stanowiący punkt wyjścia dla serialu, nielicho się zdziwi. Netfliksowy "Łasuch" wygląda przy nim bowiem niczym kolorowanka dla dzieci. Zupełnie jakby jakiś maluch dorwał się z kredkami do opasłego tomiszcza i pomazał ascetyczne rysunki kanadyjskiego komiksiarza. Upgrade czy profanacja?


Otóż ani jedno, ani drugie. Oraz — i jedno, i drugie. Jako miłośnik komiksu absolutnie nie polecam czytania go przed obejrzeniem serialu. Będziecie tylko skonfundowani radykalnym potraktowaniem materiału źródłowego. Polecam za to lekturę po seansie, by przekonać się, jak można opowiedzieć niemalże to samo, kierując słowa i obrazy do zupełnie innej publiki. Na pierwszy rzut oka serialowy "Łasuch" może wydać się ugrzeczniony, bo przecież komiks Lemire’a to wyprawa w gęsty mrok - lecz to zły trop. Zaszły tu procesy, które nie wynikają z konformistycznej i motywowanej kwestiami merkantylnymi chęci poszerzenia publiki docelowej. Uskuteczniono raczej remiks treści i formy - z pełną świadomością konsekwencji dla postaci, świata przedstawionego i wydarzeń. Rzadko zdarza mi się myśleć podobnie idealistycznie, ale w tym przypadku chcę wierzyć, że to wybór podyktowany kwestiami artystycznymi. Nie można bowiem odmówić "Łasuchowi" żelaznej konsekwencji.

Była ona zresztą konieczna, żeby móc w ogóle zapanować nad konceptami Lemire’a. Są one niezwykle wymyślne, a nie dałoby się zrezygnować z nich bez szkody dla dzieła. Akcja, nie licząc prologu oraz retrospekcji, rozgrywa się dekadę po wybuchu epidemii. Zdziesiątkowana ludzkość żyje, jak umie, ciągle obawiając się kolejnej fali. Naukowcy nie zdążyli ustalić, skąd bierze się zaraza, ale jej zwiastunem są międzygatunkowe hybrydy, dzieci narodzone równolegle z pierwszymi przypadkami choroby. Gus (Christian Convery), chłopiec-jeleń, chroni się przed światem gdzieś w leśnej głuszy parku stanowego, wychowywany przez dobrotliwego, acz neurotycznego ojca. Gdy ten umiera, a niechętni hybrydom obcy zapuszczają się coraz dalej, Gus musi wyruszyć aż do ościennego Kolorado, chcąc odnaleźć matkę, znaną mu tylko ze zdjęcia. Niechętnym towarzyszem tej wyprawy będzie Jepperd (Nonso Anozie), twardziel o gołębim sercu i rozbitek szukający sensu, którego tchnieniem jest irytujący, ciekawski chłopiec. Serial rozgałęzia się na biegnące równolegle linie fabularne, ale te pozostawiam do samodzielnej eksploracji.



Opowieść drogi narzuca strukturę podróży od przystanku do przystanku - tak jest i tutaj. Gus i Jep nie mają czasu na oddech, bo co odcinek przytrafia im się coś nowego, lecz, o dziwo, nie zawsze złego. Twórcy serialu, inaczej niż Lemire, zdają się dostrzegać jeszcze nadzieję dla skazanej na śmierć ludzkiej rasy. Niezgoda na zastane skutkuje tutaj próbami zorganizowania nowego świata: człowiek sprzeciwia się swojemu losowi poprzez działanie. Nie zawsze etyczne, często niemoralne, motywowane strachem, ale niezmiennie wyrażające się próbą odbudowy starego porządku. To syzyfowa praca i potencjalnie ślepa uliczka - ale pozwala chociaż wyznaczyć klarowny cel. Lemire tymczasem pisał o żałosnym chwytaniu się strzępek marnej egzystencji, braku myślenia perspektywicznego i niemożności pogodzenia się z naturalnym cyklem życia planety. Czas człowieka dawno już minął.
 
Serialowy "Łasuch" podsuwa inną wizję. Nie jest to już opowieść o przebijaniu muru czerepem, a baśń o tolerancji, oda do zgody, pieśń o poszukiwaniu ukojenia, nie złości. Z początku się na to zżymałem, bo przecież komiks Lemire’a to rzecz snująca szczerą zadumę o marności, brzydocie duszy i ludzkiej podłości. Ale na wysokości czwartego czy piątego odcinka zmieniłem zdanie. Bo chyba akurat teraz, przed latem, kiedy nareszcie możemy wyjść z domu dalej niż do osiedlowego spożywczaka, należy nam się coś, co przekaże prostą prawdę: jest źle, ale my jesteśmy dobrzy.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones